• +48 533 367 799

Proces powiadamiania o jakości powietrza może być zautomatyzowany

Na rynku pojawiło się wiele czujników jakości powietrza, których ceny są znacznie niższe niż urządzenia GIOŚ i które dokonują pomiaru takich samych parametrów, okazuje się jednak, że ich wiarygodność może być niska.

Proces powiadamiania o jakości powietrza może być zautomatyzowany

Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego zlecił przygotowanie systemu, który zautomatyzuje system ostrzegania o ryzyku lub przekroczeniu norm jakości powietrza. Komunikaty w tej sprawie obecnie są publikowane na stronach Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Wojewódzkich Centrów Zarządzania Kryzysowego czy poszczególnych urzędów. Ze względu na to, że wiąże się to z określonymi obowiązkami regulowanymi w prawie, potrzebny jest sprawny system informacyjny oparty na rzetelnych danych. – System, który aktualnie opracowujemy, polegający na cyfryzacji procesu powiadamiania o jakości powietrza, opiera się na decyzji GIOŚ, czy taki komunikat powinien zostać wydany. To GIOŚ prognozuje ryzyka wystąpienia przekroczenia norm jakości powietrza i takie ryzyko przekazuje do WCZK. Z kolei WCZK ogłasza komunikat, który trafia do społeczeństwa – wyjaśnia Mateusz Marzetz, kierownik zespołu interdyscyplinarnego w EdTechHub Akcelerator, który jest realizatorem projektu.

Celem prac jest wypracowanie sprawnie działającego w ramach mazowieckiego urzędu systemu informacyjno-ostrzegawczego o ryzyku przekroczenia i o przekroczeniach norm jakości powietrza. Dotyczy to oficjalnych komunikatów wydawanych przez WCZK na podstawie informacji GIOŚ. Wprowadzenie systemu pozwoli na automatyzację i optymalizację procesu powiadamiania. Jak tłumaczy ekspert, innowacją w nowym systemie będzie wykorzystywanie modelowania i prognoz opracowywanych i publikowanych na mapach przez Instytut Ochrony Środowiska oraz łączenie ich z odczytem danych z czujników referencyjnych GIOŚ. – Dzięki temu będziemy uzyskiwać miarodajne wyniki przy decyzji do wydania komunikatu w sposób automatyczny, co usprawni działania, które aktualnie GIOŚ wykonuje manualnie za pomocą swojej wiedzy eksperckiej – podkreśla Mateusz Marzetz.

Aktualnie w tzw. planach działań krótkoterminowych, przyjmowanych przez sejmiki województw, określone są działania, które należy podjąć w razie wystąpienia ryzyka przekroczenia norm jakości powietrza. Dotyczą one m.in. sposobów, dzięki którym w krótkim czasie można wpłynąć na redukcję zanieczyszczeń na danym obszarze. Przykładem takich działań, które gminy zawierają w PDK, są m.in. zalecenia, by mieszkańcy zaprzestali palenia węglem, przesiedli się z samochodów do komunikacji miejskiej, ograniczyli korzystanie z grilli czy kominków. Wytyczne mogą też dotyczyć ruchu samochodowego w miastach czy emisji przez zakłady produkcyjne. Realizatorami tych działań są zarówno podmioty publiczne, jak i przedsiębiorcy oraz obywatele. – W planach działań krótkoterminowych są zawarte nakazy, zakazy oraz zalecenia, więc ta informacja musi być rzetelna. Jeżeli ludzie mogą odpowiadać za to finansowo, w postaci różnego rodzaju kar, mandatów, to musi to być oparte na danych referencyjnych. Dlatego do wydawania komunikatów związanych ze złą jakością powietrza, takich oficjalnych, które niosą za sobą zakazy, nakazy, nie są stosowane rozwiązania komercyjne, oparte na niskobudżetowych czujnikach – mówi ekspert.

Czujniki jakości powietrza, z których korzysta inspekcja, to urządzenia referencyjne o wartości ok. 100 tys. zł każde. Na rynku pojawiło się jednak w ostatnich latach wiele urządzeń, których ceny są znacznie niższe i które dokonują pomiaru takich samych parametrów jak czujniki GIOŚ, okazuje się jednak, że ich wiarygodność może być niska. – Rozwiązania usługodawców komercyjnych niosą ze sobą naprawdę bardzo duży rozrzut jakości. Trudno zweryfikować i stwierdzić, jaka to jest jakość, ponieważ rozwiązania bardzo mocno różnią się od siebie i bardzo różnią się w zależności od parametrów, w których takie badanie jest przeprowadzane. Niektóre bardzo dobrze mierzą w temperaturach powyżej 10 stopni, inne znowu pokazują bardzo dobre współczynniki przy ujemnych temperaturach lub na przykład przy innej wilgotności – wskazuje Mateusz Marzetz.

Kilka lat temu Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego we współpracy m.in. z naukowcami z Akademii Górniczo-Hutniczej zorganizował testy niskokosztowych urządzeń pomiarowych. Okazało się, że kompletność przekazywanych danych wahała się od 50% do 100%. W większości przypadków zanotowano też rozbieżności w wynikach pomiarów dla dwóch takich samych urządzeń. Większość czujników podczas pomiarów wskazywała wartości odbiegające od metody referencyjnej, a dopiero po ich skalibrowaniu wykazywano większą zgodność. W efekcie badacze doszli do wniosku, że urządzenia te nie mogą zastąpić oficjalnych stacji pomiarowych GIOŚ.

fot.freepik.com
oprac. /kp/

Podobne artykuły

Wyszukiwarka